- I dzwoń do mnie. Często. Rozumiesz? - Perrie płakała już od dziesięciu minut i dopiero teraz udało jej się powiedzieć coś sensownego.
Przyznam, że ja też uroniłam kilka łez, bo przecież znam ją od 10 lat, a teraz będę mieszkać kilkaset kilometrów od niej.
Obiecałyśmy sobie, że będziemy dzwonić do siebie jak najczęściej i że obie spróbujemy odwiedzić się nawzajem w te wakacje. Stałyśmy przytulone kilka minut i obie niemal podskoczyłyśmy na dźwięk głosu
mojej siostry.
- Idziesz wreszcie? - zapytała zirytowana Jessie. - Rodzice czekają w samochodzie już jakieś pół godziny. Przecież nie żegnasz się z nią na zawsze.
Oczywiście ta kretynka niczego nie rozumiała, bo ona potrafi tylko siedzieć w swoim pokoju i słuchać jakiejś okropnie głośnej muzyki, która brzmi raczej jakby kogoś obdzierali ze skóry, a nie jakby śpiewali. No i nie ma znajomych.
- Kocham cie, pamiętaj. - powiedziałam do Perrie po raz ostatni i przytuliłam ją jeszcze raz.
- Ja ciebie też - wyszeptała i uśmiechnęła się smutno.
Jessie wydała z siebie odgłos wymiotny a ja i Pez przewróciłyśmy oczami w tym samym momencie.
Odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia z jej domu. Przy drzwiach pomachałam jej jeszcze, po czym wyszłam.
Przez całą drogę do Sydney ani razu nie odezwałam się do mojej wspaniałej rodzinki. Jessie wydawała się nawet szczęśliwa, że się
przeprowadzamy, ale w sumie ona nie miała nic do stracenia. Nadal nie mogę pojąć, jak można mieć 15 lat i żadnych znajomych. To nienormalne. Ale ona jest jak najbardziej nienormalna, więc w sumie to do niej pasuje.
Jesteśmy siostrami, ale ktoś, kto by o tym nie wiedział, w życiu by nie powiedział, że jesteśmy nawet jakkolwiek spokrewnione. Ona ma ciemne włosy, 175 cm wzrostu, cały czas łazi smutna albo naburmuszona, ubiera się tylko w ciemne kolory i nawet po domu potrafi nosić te okrutne glany. Plus nakłada na siebie ciężki i ciemny makijaż. Ja jestem naturalną jasną blondynką, mam bardzo delikatną urodę i jestem od niej niższa o około 10 cm. Do tej pory wydaje mi się, że została podmieniona przy porodzie.
Po ponad 3 godzinach jazdy wreszcie dotarliśmy na miejsce. Nasz nowy dom był całkiem ładny, ale nigdy nie pokocham go bardziej, niż starego. Jestem tego pewna. Wysiadłam z samochodu i nawet nie fatygowałam się, żeby wziąć coś z samochodu poza moją walizką. Od razu wzięłam klucz i weszłam do domu. Dobra, przyznaje, w środku był jeszcze fajniejszy niż z zewnątrz. Od razu ruszyłam na górę żeby wybrać pokój. Obejrzałam wszystkie cztery, ale od razu jeden odpadł, bo był rodziców, którzy ogłosili nam wcześniej, który pokój należy do nich. Pozostałe 3 były podobnej wielkości i kształtu, więc wybrałam ten z najładniejszym widokiem, mała garderobą i łazienką. Meble miały przyjechać za kilkadziesiąt minut, w związku z czym zostawiłam walizkę na środku pokoju, wzięłam moją jasnoróżową penny board, zeszłam na dół i powiedziałam rodzicom, że idę się przejechać. Stanęłam na środku ulicy i rozejrzałam się. Nie znam nawet milimetra tego miasta, więc padło na to, że pojadę w lewo. Jechałam powoli rozglądając się po domach. W pewnym momencie usłyszałam cichą muzykę, która w każdej chwili robiła się głośniejsza. Przystanęłam na chwilę i doszłam do wniosku, że dochodzi ona z garażu jednego z domów. Uznałam, że i tak nie mam co robić, więc stałam tam jeszcze chwilę, dopóki męskie głosy nie skończyły śpiewać, a muzyka nie ucichła. Podobała mi się ta piosenka, ale nigdy wcześniej jej nie słyszałam. Potem nie usłyszałam już żadnych dźwięków, więc pojechałam dalej.
Tak jak się spodziewałam, nie zastałam absolutnie nic ciekawego w okolicy, jednak nie chciałam wracać do domu. Zadzwoniłam do Perrie i porozmawiałyśmy chwilę, a ona wręcz rozkazała mi, żebym dowiedziała się, kim są chłopaki, których słyszałam.
Kiedy wracałam do domu, znów mijałam dom, w którym słyszałam (jak się domyślam) jakiś zespół. Zagapiłam się, wpadłam na kogoś i upadłam prosto na tyłek.
- Jak ty kurwa jeździsz laska! Patrz przed siebie - podniosłam głowę i ujrzałam chłopaka o kolorowych włosach. Mimo to, że wyglądał na
wkurzonego, podał mi rękę. Wow, cóż za dżentelmen.
Szybko odpowiedziałam cichym "sorry i dzięki", po czym już miałam zbierać się do dalszej drogi, ale poczułam, że chłopak, z którym się
zderzyłam, łapie mnie ze nadgarstek. Odwróciłam się, a on uśmiechał się głupkowato i powiedział podając mi rękę:
- Michael jestem. Dla przyjaciół Mikey.
- Cassandra. Dla przyjaciół Cassie - odpowiedziałam.
- W takim razie Cassie... - zaczął.
- Dla przyjaciół - zaakcentowałam.
- W porządku, nie złość się Cassandro.
Boże, jak ja nienawidzę mojego imienia. Czemu się tak przedstawiłam?
- Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem - kontynuował chłopak.
- Może dlatego, że jestem tu od dzisiaj - odparłam.
- Oh więc jesteś nowa! Cudownie! Założe się, że nikogo tu jeszcze nie znasz, mam racje? - kiwnęłam potwierdzająco głową. - Przyjdź jutro na imprezę w tym domu - wskazał na budynek, z którego wcześniej słyszałam muzykę.
Czemu mnie zaprosił? Przecież zna mnie od nie więcej niż kilku minut. I czemu tak się ucieszył, kiedy usłyszał, że jestem nowa?
- Ta, może - mruknęłam niezbyt zainteresowana i odjechałam.
- O 20! - krzyknął jeszcze za mną.
--------
Następnego ranka obudziła mnie mama, wchodząc do pokoju i zapraszając na pierwsze wspólne śniadanie w tym domu. Pf, jakby było co świętować. Po wszystkich porannych czynnościach, zeszłam na dół i zastałam całą rodzinkę przy stole.
- Wreszcie zeszłaś. Czekaliśmy na ciebie - stwierdził surowo tata.
- Wam też dzień dobry - burknęłam i usiadłam przy stole.
Mama spoglądała raz na mnie raz na niego, ale ostatecznie nic nie powiedziała. I takim oto sposobem nasze pierwsze śniadanie w tym domu minęło w ciszy. I bardzo dobrze, może to zwiastowało to, że nie będzie nam się tu powodzić i szybko wrócimy do rodzinnego miasta.
Po śniadaniu postanowiłam zadzwonić do Perrie, by poznać jej opinie na temat tego, czy mam iść na imprezę czy nie. Właściwie sama nie wiem czemu się jej o to pytałam, bo to prawie w stu procentach jasne, że będzie kazała mi tam iść i kogoś poznać.
I miałam racje. Pez zupełnie nie zrozumiała, czemu w ogóle pytam ją o coś tak oczywistego. Tak więc około 19 zaczęłam się szykować. Ubrałam się w obcisły czarny tank top, czarne leginsy z wysokim stanem imitujące skórę i krótkie białe conversy. Nie chciałam ubierać żadnej krótkiej spódniczki ani sukienki, bo nie znam na tyle dobrze tych ludzi, żeby iść do nich zbyt roznegliżowana. Właściwie w ogóle ich nie znałam.
Szybko zrobiłam sobie krótkie kreski eyelinerem i wytuszowałam rzęsy oraz pomalowałam usta czerwoną szminką. Na końcu zrobiłam wysokiego kucyka i byłam gotowa do wyjścia.
Weszłam do salonu, by oznajmić rodzicom, że wychodzę.
- Z kim? - zapytał tata.
- Idę na imprezę, która odbywa się kilka domów stąd - odpowiedziałam szczerze.
Kiedyś ciągle kłamałam, że idę do Perrie lub innej mojej koleżanki, kiedy naprawdę szłam do klubu lub na domówkę. Ale od teraz wszystko się zmieni i jeszcze się o tym przekonają.
- Znasz tam kogoś? - zainteresowała się mama.
Znam?
- Tak, poznałam wczoraj jednego chłopaka i mnie zaprosił. Nie czekajcie na mnie.
Rodzice zaskakująco szybko zgodzili się na moje wyjście i kiedy szłam do drzwi, usłyszałam jeszcze, jak tata mówi, że Jessica powinna brać ze mnie przykład i poznać kogoś nowego. Uśmiechnęłam się do siebie i wyszłam z domu.
Podeszłam pod dom po 20, a tam najwyraźniej impreza trwała już w najlepsze. Zadzwoniłam do drzwi i nie wiedzieć czemu od razu poczułam, że nie powinnam przychodzić. Ci wszyscy ludzie się pewnie znają, a ja będę się czuła jak wyrzutek.
Usłyszałam dźwięk otwierania drzwi i po chwili ujrzałam przed sobą znajomą dziewczynę. Przez chwilę się na nią patrzyłam, aż wreszcie przypomniałam sobie, kim jest.
- Shay?
- O. Mój. Boże! - Pisnęła podekscytowana. - Cas! Co ty tu do cholery robisz?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo rzuciła się na mnie, by mnie przytulić.
Poznałam Shay dwa lata temu, kiedy spędzała lato u swoich dziadków w Canberze. Zaprzyjaźniłyśmy się wtedy i ja, Perrie i Shay byłyśmy niemal nierozłączne. Jak mogłam zapomnieć, że mieszka w Sydney?
- Wczoraj się tu przeprowadziłam. Zaprosił mnie ten chłopak w fioletowych włosach - odparłam kiedy się ode mnie odsunęła.
- Mikey? Taa, on wszystkich dookoła zaprasza. Jezu, ale się cieszę, że cię widzę! Wchodź!
Odsunęła się kawałek a ja weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi.
- Chodź przedstawię cie moim znajomym - powiedziała i pociągnęła mnie za rękę.
Na początku podeszłyśmy do dwóch dziewczyn, które rozmawiały z trzema chłopakami.
- Ludzie - zaczęła Shay - to jest Cassie. - Cassie, to są ludzie. - Cassie, to jest Jade - zaczęła przedstawiać każdego po kolei - Amanda, Niall, Harry i Luke. - przywitali się ze mną, po czym Shay utonęła w pocałunku z tym blondynem, który nazywa się Niall, jeśli dobrze pamiętam.
- Są parą - poinformował mnie Harry.
- Bardzo lepką - dodał Luke, a Jade zachichotała.
Oho, ktoś tu sie komuś podoba.
- Co taam luudzie? - nagle poczułam czyjeś ręce oplatające moją talię.
Odwróciłam się i zauważyłam, że obejmuje mnie Michael. Shay natomiast odkleiła się od Nialla.
- Jak się bawisz Cassandro? - zapytał podpity Mikey.
- Cassandro? - zapytał rozbawiony Harry.
- Co w tym zabawnego? Śliczne imię! - postawiła się mu Jade. - Prawda Mandy?
Dziewczyna wzruszyła ramionami po czym skupiła wzrok na czymś w oddali, więc szepnęła coś do Jade i odeszła. Śledziłam ją wzrokiem i zauważyłam że podchodzi do jakiegoś chłopaka o bujnych włosach. Zawiesiła mu się na szyje i zaczęła go całować. Wróciłam wzrokiem do grupki z którą stałam.
- A ona nadal sobie nie odpuściła? - zapytał zaskoczony Luke. Jade uderzyła go lekko w ramie, a on udał, że go to zabolało i pomasował się po obitym miejscu.
- No co? Wydawało mi się, że dosyć jasno jej oznajmił, że z nimi koniec - bronił się Luke.
- Zamknij się już - odpowiedziała surowo Jade.
Luke przewrócił oczami i poszedł sobie.
Zorientowałam się, że nadal jestem przytulana przez Michaela, więc delikatnie odsunęłam od siebie jego ręce i uśmiechnęłam się do niego.
- O, tam stoi Calum! Koniecznie musisz go poznać! - stwierdził Michael i zaciągnął mnie do jakiegoś chłopaka, który siłował się z zapalniczką. Wyciągnęłam więc swoją z torebki i podpaliłam mu fajkę.
Odpowiedział uśmiechem i zaciągnął się dymem.
- Dzięki. Calum jestem - podał mi rękę.
- Cassie.
- Czekaj, to ty nie jesteś Cassandra? - wtrącił się Michael i zaśmiał się idiotycznie.
- Żadnego palenia w domu - usłyszałam za plecami surowy głos, którego jeszcze nie znałam, po czym jego właściciel wyjął Calumowi papierosa z ust, a mi zabrał zapalniczkę.
- Wyluzuj Ash - poklepał go po ramieniu fioletowowłosy. - Przecież sam palisz, mam rację?
- Palę, ale poza domem. Jeśli chcecie sobie zajarać, to wyjdźcie chociaż na zewnątrz. - chłopak zgasił papierosa w kubku, który stał na stole. Calum krzyknął tylko "co jest kurwa", po czym zdenerwowany wyszedł z domu zapalić na zewnątrz.
Chłopak, który zakazał palić w domu już miał odchodzić, kiedy przypomniało mi się, że ma moją zapalniczkę.
- Ej moment - zatrzymałam go. - A moja zapalniczka? - sama zaskoczyłam samą siebie, że zagadałam, bo zazwyczaj przy tak przystojnych facetach jestem nieśmiała. Bardzo nieśmiała.
Chłopak przebadał wzrokiem, przysięgam na Boga, całe moje ciało i uśmiechnął się pod nosem, a ja ujrzałam urocze dołeczki spowodowane tym uśmiechem. Był seksowny i uroczy zarazem. Wow.
- Kiedyś ją odzyskasz ślicznotko - odparł nadal się uśmiechając i nadal pokazując te kurewsko śliczne dołeczki.
- Oddaj mi ją.
Chłopakowi uśmiech zszedł z twarzy i przyłożył mi kciuk do brody, po czym lekko ją podniósł. Zbliżył się do mnie i wyszeptał:
- Cierpliwości słonko.
Po czym odszedł.
Okej, albo ktoś mi właśnie wyjął wszystkie kości z nóg, albo zmiękłam na jego głos. Co się ze mną do kurwy dzieje?
_________________
Milionowe fanfiction, które piszę.
Żadnego do tej pory nie skończyłam.
YAY.
Świetny rozdział, pisz dalej skarbie x
OdpowiedzUsuńDawaj dalej :) świetny :*
OdpowiedzUsuń