środa, 16 lipca 2014

ROZDZIAŁ 2

Cała impreza minęła całkiem przyjemnie, bo spędziłam ją z Shay i jej znajomymi, którzy okazali się naprawdę fajni. Pod koniec zostaliśmy już tylko my i właściciel domu, który (jak wywnioskowałam) przyjaźni się z nimi, ale nie wiedzieć czemu nie rozmawiał z nami dzisiaj prawie w ogóle.
Po 2 w nocy uznałam, że właściwie chyba powinnam już wracać do domu. Shay razem z Jade zaproponowały, żebyśmy jutro poszły na zakupy, a ja zgodziłam się, bo i tak nie mam co robić. Ustaliłyśmy, że przyjdą po mnie jutro po południu i pojedziemy do centrum.
Wyszłam z domu Ashtona i nagle wszystkie światła na osiedlu zgasły. Rozejrzałam się zdezorientowana, po czym niemal od razu zaczęłam panikować, bo naprawdę bardzo boję się ciemności. Nie wiem czemu, może to przez te straszne historie, które moi dziadkowie mieli zwyczaj opowiadać mi, gdy byłam mała. Natychmiast więc zawróciłam i weszłam z powrotem do domu, w którym moi nowi "znajomi" kręcili się po salonie w poszukiwaniu świeczek. Drzwi zamknęły się dosyć głośno, co wcale nie było zamierzone, a wszyscy w tym momencie ze zmieszaniem spojrzeli w moją stronę. 
- Światła zgasły i… - zaczęłam.
- Nie mów, że boisz się ciemności - zapytał ironicznie Ashton.
Nie odpowiedziałam, więc zaczął lekko chichotać i powiedział cicho pod nosem "nie wierzę".
- Czego od nas oczekujesz? - usłyszałam głos Luke'a.
- Um… - zamilczałam na chwilę i zastanowiłam się nad odpowiedzią, bo miałam wrażenie, że wszyscy zaraz zaczną robić sobie ze mnie jaja, jeśli powiem coś niewłaściwego. - Wiecie co, już nie ważne. Dam radę.
Odwróciłam się do drzwi i znowu znalazłam się na zewnątrz. Włączyłam latarkę w moim telefonie i starałam się nie panikować. Zrobiłam kilka kroków i nagle usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych drzwi za moimi plecami. Odwróciłam się gwałtownie i poświeciłam osobie, która właśnie wyszła z domu, latarką z telefonu w oczy.
- Do kurwy, nie po oczach - krzyknął Ashton.
- Przepraszam - odparłam i zauważyłam, że koło niego stoi jeszcze Michael.
- Możemy cię odprowadzić. Jeśli chcesz - zaproponował chłopak o kolorowych włosach.
- Serio? - zapytałam nieco szczęśliwsza.
- I tak mieliśmy iść zapalić więc… - mruknął Ash. - Idziemy?
- Uhm, tak - odparłam bardzo zawstydzona jego obecnością i ruszyłam w stronę mojego domu, a oni po chwili znaleźli się obok mnie i szłam w środku.
- Naprawdę boisz się ciemności? - spytał Mikey.
- Mhm.
- To niedorzeczne - oburzył się drugi chłopak. - Co robisz w nocy?
- Woah, znasz ją od kilku godzin, a już chcesz jej wskoczyć do łóżka? To jest dopiero niedorzeczne! - zażartował Michael, ale Ash najwyraźniej nie załapał żartu bo zrobił się śmiertelnie poważny i niemal słyszałam jak głośno wdycha i wydycha powietrze. Nie mogłam nic na to poradzić, ale zachichotałam, przez co chyba jeszcze bardziej rozzłościłam Ashtona.
- Nie, zjebańcu - chłopak sięgnął ponad mną i lekko uderzył otwartą ręką w tył głowy Michaela. - Chodziło mi o to, jak udaje jej się zasnąć, skoro boi się ciemności.
- Najczęściej zasypiam przy lampce nocnej - ale zaraz po tym, jak to powiedziałam, pożałowałam, bo poczułam się jak totalna idiotka i mięczak.
Byłam przygotowana na śmiech, ale go nie usłyszałam. Nie usłyszałam właściwie żadnego słowa, dopóki nie doszliśmy do domu. 
- Dzięki za to, że mnie odprowadziliście - uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam się, by otworzyć drzwi. Miałam dziwne wrażenie, że chłopaki nie ruszyli się z miejsca. 
I miałam rację. Bo kiedy zajrzałam przez moje ramię, oni ciągle tam stali dokańczając swoje papierosy.
- Dzięki. Teraz możecie już odejść - powiedziałam bardziej chamsko, niż miałam to w zamiarze.
- My cię odprowadzamy, a ty nasz tak po prostu zbywasz? - spytał mało zainteresowany czymkolwiek (oprócz deptania spalonego papierosa) Ashton.
- A co mam zrobić? 
- Małe odwdzięczenie się by nie zaszkodziło - kontynuował.
Westchnęłam.
- Co masz na myśli? 
- Może buziak na dobranoc? - odezwał się wreszcie Michael.
- Ta - prychnęłam. - Zapomnij.
- To ty zapomnij o zapalniczce. - Kurwa. - Słodkich snów ślicznotko. - Pożegnał się Ash i sobie poszli.
Przewróciłam oczami i weszłam do domu. Zapomniałam, że tu też jest ciemno. Fantastycznie. Wychyliłam głowę i zajrzałam do salonu, by upewnić się, czy nadal stoją tam kartony z naszymi rzeczami z przeprowadzki, bo prawdopodobnie znajdę tam jakieś świeczki, lecz ujrzałam światło dochodzące stamtąd.
- Cassandra? - usłyszałam głos mojego taty.
- Tato? Mówiłam ci, żebyście nie czekali.
- Chodź tu do mnie. - Cholera, jest zły.
Zrobiłam tak jak rozkazał i stanęłam w drzwiach salonu.
- Kim byli chłopcy, którzy cię odprowadzili?
Prawie zapomniałam, że ma fobię na punkcie chłopaków, z którymi się zadaję. Nawet nie muszę się z nimi zadawać. Wystarczy że wyjdę gdzieś z moim ojcem, a jakiś chłopak na mnie spojrzy, to on już wpada w szał i próbuje mnie ukryć gdzie popadnie i czym popadnie. Najchętniej kupowałby mi same  luźne, bezkształtne dresy i bluzy z kapturem, żeby żaden na mnie nie patrzył.
- Poznałam ich dzisiaj. Znaczy właściwie jednego poznałam wczoraj. Miałam wracać, kiedy światła zgasły na całym osiedlu, więc postanowili mnie odprowadzić, bo jak wiesz boję się ciemności.
Spojrzał na mnie, po czym wstał z kanapy i podszedł kilka kroków w moją stronę.
- Widziałem, że palili. Masz zakaz spotykania się z tymi chłopcami. 
- Poważnie?! - Podniosłam głos, ale nie krzyknęłam.
- Nie podnoś głosu, twoja matka i siostra śpią.
- Ale…
- Nie ma żadnego ale! Ci chłopcy nie są dla ciebie.
- Czy jakikolwiek chłopak będzie dla mnie według ciebie? - nie mogłam się już powstrzymać. Mam 17 lat do cholery a nie 12.
- Cassandro, nie odzywaj się do mnie w ten sposób.
- Ugh. Chyba nie doczekacie się wnuków, jeśli tak dalej pójdzie. Dobranoc - powiedziałam wściekła i ruszyłam do pokoju, nie przejmując się ciemnością.

--------

Rano obudziłam się cała spocona z powodu słońca, które świeciło prosto na mnie. Zrzuciłam z siebie kołdrę i sięgnęłam po telefon, by sprawdzić godzinę. 11:23. Zobaczyłam też, że dostałam smsa od Shay.
Shay: Będziemy po ciebie o 12:30 i masz być gotowa!
Kurde, zapomniałam, że idziemy dzisiaj na zakupy. Kompletnie nie mam ochoty nigdzie iść, a do tego zostało mi mało kieszonkowego, a rodzice na pewno mi nic nie dadzą. Na pewno nie tata.
Poszłam od razu pod prysznic, bo nie zostało mi zbyt wiele czasu do ich przyjazdu. Potem ubrałam się w jeansowe spodenki z wysokim stanem i biały, koronkowy crop top, a następnie pomalowałam oczy tuszem. Kiedy skończyłam, zeszłam na dół, by zjeść szybkie śniadanie. W kuchni zastałam tylko mamę.
- Hej mamuś - pocałowałam ją w policzek na przywitanie i wyjęłam z lodówki jogurt malinowy.
- Jak się wczoraj bawiłaś? - zapytała uśmiechnięta.
Uf, na szczęście chyba tata jej nic nie powiedział.
- Całkiem nieźle. Poznałam kilka osób i nawet spotkałam Shay. Idziemy zaraz na zakupy.
- Oh, Shay? Naprawdę? - wydawała się bardzo szczęśliwa, że poznałam nowych ludzi i spotkałam starą koleżankę. - Potrzebujesz trochę pieniędzy?
Uśmiechnęłam się promiennie i pokiwałam głową. Myślałam, że da mi koło 50 dolarów, ale wyjęła z portfela 100 i wręczyła mi.
- Tylko nie kupuj żadnych głupot - odpowiedziała uśmiechem i w tym momencie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Dziękuję. 
Pożegnałam się z nią i poszłam do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam Shay, Jade i Mandy.
- Gotowa? 
Kiwnęłam głową i szybko wsunęłam krótkie, białe conversy na stopy, po czym wyszłam. Myślałam, że Mandy nie jedzie z nami. Nie wiem czemu, ale istnieje między nami jakieś dziwne napięcie. Ona w ogóle się nie uśmiecha i wydaje się być naprawdę wredna. Ale nie ocenia się książki po okładce, prawda?
Wsiadłyśmy do samochodu, który prowadziła Shay i pojechałyśmy do jakiegoś centrum handlowego. Droga zajęła nam nieco ponad 20 minut i przez ten cały czas rozmawiałyśmy o wczorajszej imprezie. Widziałam, że Jade rozpływa się, kiedy ktoś wspomina imię "Luke". Ona jest w nim totalnie zakochana. Mandy natomiast postanowiła się odzywać, ale niekoniecznie do mnie. Ta dziewczyna naprawdę mnie chyba nie trawi. Dlaczego?
Gdy dojechałyśmy, dziewczyny od razu ruszyły do swoich ulubionych sklepów, a ja szłam za nimi. Kiedy w jednym ze sklepów przymierzałyśmy jakieś ciuchy, Shay zapytała, czy pójdziemy z chłopakami dzisiaj wieczorem na plażę.
- No jasne, że tak. Myślisz, że po co przymierzam te stringi od bikini? - zapytała Mandy, jakby to było oczywistą oczywistością.
Shay i Jade zaśmiały się, a ja przewróciłam oczami. Mam nadzieję, że one nie są takie puste.
- A ty Cas? Przyjdziesz? - zapytała Jade.
- Hm… - ojciec w życiu nie pozwoli mi wyjść tego wieczora z domu. - Nie mogę.
Mandy prychnęła i zaśmiała się drwiąco.
- Czemu? - spytała smutno Shay.
Muszę coś wymyślić, bo te dziewczyny nie wydają się takimi, którym rozkazują rodzice. One wyglądają raczej na takie, które robią co chcą i kiedy chcą.
- Przecież ona się boi ciemności, zapomniałyście? - Amanda zaśmiała się idiotycznie.
Wyszłam z przymierzalni, ponieważ skończyłam przymierzać i usiadłam na kanapie przed przebieralniami dziewczyn.
- Przecież tam będzie jasno! Rozpalimy ognisko i będziemy wszystko widzieć - odpowiedziała promiennie Jade wychodząc z przymierzalni z kupką ubrań.
- Wiecie, to naprawdę kusząca propozycja, ale - ale co Cassie, wymyśl coś. - Po prostu nie mogę. - Świetna wymówka, na pewno je przekona, brawo geniuszu.
- No weeeź - nalegała Shay, która również skończyła już przymierzać i razem z Jade stały i namawiały mnie na pójście.
- Okay, dam wam znać wieczorem. Ale nic nie obiecuje.
- Yay! Będziemy musiały powiedzieć Ashtonowi, żeby zabrał cię po drodze, bo pewnie nie wiesz gdzie to jest - paplała Jade, która zdawała się nie słyszeć części "ale nic nie obiecuję", a Mandy na dźwięk imienia Ashton wyparowała z przymierzalni.
Bingo! Chyba już wiem, dlaczego tak mnie nie znosi - gadałam z nim wczoraj, a do tego, o zgrozo, nazwał mnie "ślicznotką" i "słonkiem". Widać nie tylko Jade się w kimś tu kocha.
Po odwiedzeniu kilku następnych sklepów zaszłyśmy do kawiarni, a Mandy powiedziała, że pójdzie nam zamówić, to, co chcemy. Kiedy oddaliła się kawałek, postanowiłam zapytać dziewczyny o nią i Ashtona.
- Możecie mi powiedzieć, czemu ona tak bardzo mnie nie lubi nawet mnie nie znając? - zapytałam, żeby raczej się upewnić w tym, czego się domyśliłam, niż dowiedzieć się czegoś nowego.
- Cóż… Ashton odprowadził cię wczoraj, a ona tak jakby nie pozwala żadnej dziewczynie się do niego zbliżać. - wytłumaczyła Shay.
- Znaczy jakby jest w nim zakochana? - dopytywałam.
- Och, zakochana to zdecydowanie za duże słowo. Ona po prostu chce, żeby był jej.
- A czy Luke wczoraj nie powiedział, że Ash z nią zerwał?
- Ha, ze mną się nie zrywa kotku - usłyszałam za sobą głos Mandy. Ups. Zacisnęłam mocno oczy, jakbym oczekiwała, że zaraz mnie uderzy.
Dziewczyna usiadła obok mnie i uśmiechnęła się wrednie. Patrzyłam na Jade i Shay w poszukiwaniu pomocy, ale obie spojrzały na mnie bezradnie, a ja wiedziałam, że jestem skończona.
- Więc? Nasza nowa koleżanka podkochuje się w Ashtonie? - zapytała z wrednym uśmieszkiem.
- Uhm, nie. Raczej nie mój typ - odparłam i modliłam się, żeby wreszcie przynieśli nasze napoje.
- Kiedy tylko zobaczysz jego kutasa od razu będzie twoim typem. Oh, zapomniałam, przecież ty - tu drastycznie przeleciała wzrokiem całe moje ciało - nie masz szans go zobaczyć.
Oh Boże, litości. Naprawdę będzie mi mówić o jego penisie? Tak mnie to interesuje, że aż w ogóle.
- Czekaj, ty nigdy nie widziałaś na żywo kutasa? Mam rację? - kontynuowała swoje tortury.
Zarumieniłam się i odetchnęłam z wielką ulgą, gdy zobaczyłam, że kelnerka stawia przede mną mrożoną kawę. Od razu pociągnęłam kilka łyków ze słomki, bo zrobiło mi się gorąco. Mandy chyba nie odpuściła, bo kiedy kelnerka odeszła, ona kontynuowała nabijanie się ze mnie, a ja miałam naprawdę ogromne wyrzuty sumienia do Shay i Jade, że jej nie powstrzymywały.
- Nawet w pornolu? Jezu, dziewczyno, masz 17 lat, najwyższy czas coś z tym zrobić! Ah, zapomniałam, że najpierw trzeba znaleźć ochotnika do seksu… To może trochę utrudnić sprawę, biorąc pod uwagę…
Nie dokończyła, bo Shay nareszcie rzuciła jej wymowne spojrzenie i chyba kopnęła ją pod stołem, bo zaraz potem Amanda sięgnęła do nogi i zaczęła się gładzić po piszczelu.
Po wypiciu kawy i plotkowaniu, poszłyśmy jeszcze do kilku sklepów, a ja w ostateczności kupiłam tylko sukienkę i buty na obcasie. Dziewczyny za to miały całą masę toreb i miałam wrażenie, że zaraz im ręce odpadną od noszenia tych wszystkich rzeczy.

--------

Postanowiłam, że pójdę na tą imprezę na plaży, nawet jeśli ojciec mnie wyrzuci z domu. Nie jestem małym dzieckiem, poza tym są wakacje i mam zamiar się dobrze bawić i poznawać nowych ludzi, skoro nie mam już szans przebywać ze znajomymi z Canbery.
Cóż, nie do końca powiedziałam mu prawdę, kiedy wychodziłam. Oznajmiłam, że idę na noc do Shay ("tak tato, tej fajnej Shay, którą poznaliśmy 2 lata temu na wakacjach"), a on zgodził się pod groźbą, że jeśli zobaczy mnie znowu z "tymi chłopakami", to będę miała szlaban na dwa tygodnie, co nie wydaje się być dobrą perspektywą w wakacje.
Napisałam do Shay, że idę, a ona radośnie odpisała, że przekazała Ashtonowi i będzie po mnie o 20, na co ja odpowiedziałam, że przyjdę pod jego dom. Nie chcę przecież, żeby tata mnie przyłapał.
Zostałam w ubraniach, które miałam wcześniej na zakupach, ale jedyne, co się zmieniło to to, że założyłam pod nie bikini. Miałam jednak nadzieję, że nie będą kazali mi wchodzić do wody, bo banie się ciemności to jedno, ale banie się wody w ciemności to drugie.
Pod domem Ashtona byłam punktualnie o 20, ale nie zauważyłam go na dworze. Nie wiedziałam, czy zadzwonić dzwonkiem, czy po prostu czekać, aż wreszcie postawiłam na to drugie.
- Cassandra? - odwróciłam się, by zobaczyć Michaela. Zawsze on. Chociaż w głębi duszy odetchnęłam z ulgą, bo nie chciałam przebywać w samochodzie sam na sam z Ashtonem.
- Cześć Michael.
- Zrobiło się tak oficjalnie, a ja jestem tak nieodpowiednio ubrany - zażartował, a ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi. - Czemu nie wchodzisz?
- Myślałam, że może poczekam tutaj.
- Proszę cię, ten koleś zawsze się spóźnia. Chodź.
Michael ruszył w stronę drzwi wejściowych, a ja poszłam za nim. Po chwili znaleźliśmy się w środku i zastaliśmy Ashtona siedzącego na kanapie i grającego w jakąś grę na xboxie.
- Stary, chyba powinniśmy wychodzić - ogłosił Mikey.
Ash podniósł na niego wzrok po czym popatrzył na mnie i przysięgam, że na jego twarzy pojawił się mały uśmiech.
- Nie spinaj się tak, najważniejsi ludzie zawsze się spóźniają.
Wstał ze swojego miejsca i wyłączył telewizor. Przyłapałam się na patrzeniu na niego z ogromną intensywnością, ale cholera, wyglądał tak dobrze. Miał jeansowe, obcisłe (ale nie za bardzo) spodenki sięgające mu do kolan, białą bluzkę z rękawami do łokci i dekoltem "w serek", a na głowie zawiązał czerwoną bandamkę.
- Lubisz to, co widzisz skarbie? - zapytał, a ja mentalnie się uderzyłam i szybko odwróciłam od niego wzrok.
Chłopak zaśmiał się, a ja chyba nigdy nie słyszałam tak idealnego i uroczego dźwięku. Założył buty i chwycił ze stolika przy drzwiach telefon i kluczyki do samochodu, po czym wyszliśmy.
Na plażę jechaliśmy około 15 minut, a chłopaki przez cały ten czas gadali o swoim zespole i o tym, że Michael napisał jakąś genialną piosenkę i koniecznie powinni napisać do niej nuty.
Gdy dojechaliśmy, na plaży zauważyłam ognisko i siedzących dookoła niego ludzi. Z moich szybkich obliczeń wynikało, że było ich koło 15, czyli w sumie nie tak wielu, czyli dobrze. Wysiedliśmy, a ja odezwałam się po raz pierwszy od ostatnich kilkudziesięciu minut, ponieważ ujrzałam Shay i Jade. No i Mandy, która zabiła mnie wzrokiem, kiedy wysiadłam z samochodu Ashtona.
- Cześć kochana! Tak bardzo się cieszę, że przyszłaś! - przywitała mnie radośnie Jade i rzuciła mi się na szyję.
- Ja też się cieszę - uśmiechnęłam się szczerze i usiadłam między dziewczynami na piasku.
Amanda wstała, podeszła do Ashtona, po czym złożyła na jego ustach bardzo soczysty pocałunek i objęła jego szyję szepcząc mu coś do ucha. Chłopak jednak odsunął się od niej po czym chwycił butelkę piwa i podszedł do reszty chłopaków z jego zespołu. Chciałam tarzać się po piachu ze śmiechu, bo ona została tak niesamowicie upokorzona, że ciężko było się powstrzymać i tego nie robić. Po chwili jednak uświadomiłam sobie, że on wziął do ręki piwo, co znaczy alkohol, co znaczy…
- Jak ja do cholery wrócę do domu? - zapytałam Shay.
- Spokojnie, on po jednym jest zupełnie normalny.
Wcale się nie uspokoiłam, jednak nic już nie powiedziałam, bo Mandy z powrotem koło nas usiadła. Miała taki wyraz twarzy, jakby nic się właśnie nie stało, ale ja wiedziałam, że gdzieś tam w środku ona naprawdę to przeżywa.
- Mandy, nie przejmuj się. To idiota, znajdziesz lepszego i przystojniejszego. - zaczęła ją pocieszać Jade, a ja przewróciłam oczami.
- Jeszcze zobaczy, co go omija i gwarantuję, że pożałuje.
Oh, z całą pewnością.
Nagle Mandy wstała i krzyknęła głośno "kto idzie do wody?", po czym zdjęła z siebie swoją zbyt obcisłą sukienkę i pokazała swoje nowe bikini, a raczej resztki, bo nigdy nie widziałam tak skąpego stroju kąpielowego. Oczywiście wszystkie oczy padły na nią, a wszystkim chłopakom (no, może z wyjątkiem Nialla, który patrzył na Shay jak na najciekawszy i najpiękniejszy obrazek w galerii sztuki, co było naprawdę urocze i kochane) niemalże pociekła ślinka i wszyscy wstali w tym samym momencie, prześcigając się w zdejmowaniu swoich ubrań. Istna dżungla.
- Idziecie laski? - zapytała nas Mandy, a Jade kiwnęła głową i również pozbyła się wszystkiego oprócz stroju.
Shay stwierdziła, że potrzebuje trochę czasu z Niallem, więc grzecznie odmówiła, a ja nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Jade i Mandy już odeszły. Powinnam była się domyślić, że to pytanie nie było skierowane do mnie.
Po kilku minutach z wody wybiegł Michael i ruszył w moją stronę. Błagam, nie wrzucaj mnie do wody, błagam, błagam, błagam. Nie zrobił tego na szczęście, bo gdy do mnie dotarł, zapytał tylko, czemu nie chcę wchodzić.
- Nie wiem, jakoś mnie do tego nie ciągnie.
- Wolisz siedzieć tu z nimi - wskazał za obściskujących się za mną Shay i Nialla - i rozpaczać, że jesteś singielką
- Skąd wiesz, że nie mam chłopaka - przerwałam mu. - Lub dziewczyny.
- Cóż, biorąc pod uwagę, jak dzisiaj pożerałaś wzrokiem Ashtona, mogę się domyślać, że jesteś hetero oraz iż nie posiadasz nikogo, bo w innym przypadku na pewno byś tak się na niego nie patrzyła.
Jebany filozof.
- To jak, idziesz?
- Dobra, ale przysięgam, że jeśli mnie ochlapiesz albo mnie podtopisz, to nigdy więcej się do ciebie nie odezwę.
Rozebrałam się i poszłam z nim do wody. Michael dotrzymał obietnicy i mnie nie ochlapał, ale za to Mandy uznała, że to będzie niesamowicie zabawne, jeśli spadnie z pleców jednego z chłopaków prosto przede mną i ochlapie mnie. Całą.
- Oj, przepraszam Cassie - uśmiechnęła się fałszywie, przerzuciła włosy na jedną stronę i odpłynęła w stronę Ashtona.
No tak, czego mogłam się po niej spodziewać. Za wszelką cenę, chce mi pokazać, że on jest jej, a ja nie mam nawet na co liczyć. Nawet na nic nie liczę, więc nie wiem o co jej chodzi.
Pływaliśmy chwilę, żartowaliśmy się i śmialiśmy, po czym części z nas zrobiło się zimno i w wodzie zostałam tyko ja, Jade, Luke, Ashton i Michael. Jade wykorzystała to, że jest teraz tak mało osób w pobliżu i zaczęła flirtować z Lukiem. Nie wiem, co robił Ashton i Michael, ale ja postanowiłam położyć się na plecach i popatrzeć na niebo. Przymknęłam oczy, a po chwili poczułam czyjeś dłonie na mojej talii i nim się obejrzałam zostałam wciągnięta pod wodę.

_____________


kontakt
Jeśli ktoś woli czytać na wattpadzie to zapraszam serdecznie tu (od razu mówię, że tam rozdziały pojawiają się później niż tu).
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, napiszcie w komentarzu swój nick z twittera.

środa, 9 lipca 2014

ROZDZIAŁ 1

- I dzwoń do mnie. Często. Rozumiesz? - Perrie płakała już od dziesięciu minut i dopiero teraz udało jej się powiedzieć coś sensownego. 
Przyznam, że ja też uroniłam kilka łez, bo przecież znam ją od 10 lat, a teraz będę mieszkać kilkaset kilometrów od niej.
Obiecałyśmy sobie, że będziemy dzwonić do siebie jak najczęściej i że obie spróbujemy odwiedzić się nawzajem w te wakacje. Stałyśmy przytulone kilka minut i obie niemal podskoczyłyśmy na dźwięk głosu
mojej siostry.
- Idziesz wreszcie? - zapytała zirytowana Jessie. - Rodzice czekają w samochodzie już jakieś pół godziny. Przecież nie żegnasz się z nią na zawsze. 
Oczywiście ta kretynka niczego nie rozumiała, bo ona potrafi tylko siedzieć w swoim pokoju i słuchać jakiejś okropnie głośnej muzyki, która brzmi raczej jakby kogoś obdzierali ze skóry, a nie jakby śpiewali. No i nie ma znajomych.
- Kocham cie, pamiętaj. - powiedziałam do Perrie po raz ostatni i przytuliłam ją jeszcze raz. 
- Ja ciebie też - wyszeptała i uśmiechnęła się smutno. 
Jessie wydała z siebie odgłos wymiotny a ja i Pez przewróciłyśmy oczami w tym samym momencie.
Odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia z jej domu. Przy drzwiach pomachałam jej jeszcze, po czym wyszłam.
Przez całą drogę do Sydney ani razu nie odezwałam się do mojej wspaniałej rodzinki. Jessie wydawała się nawet szczęśliwa, że się
przeprowadzamy, ale w sumie ona nie miała nic do stracenia. Nadal nie mogę pojąć, jak można mieć 15 lat i żadnych znajomych. To nienormalne. Ale ona jest jak najbardziej nienormalna, więc w sumie to do niej pasuje. 
Jesteśmy siostrami, ale ktoś, kto by o tym nie wiedział, w życiu by nie powiedział, że jesteśmy nawet jakkolwiek spokrewnione. Ona ma ciemne włosy, 175 cm wzrostu, cały czas łazi smutna albo naburmuszona, ubiera się tylko w ciemne kolory i nawet po domu potrafi nosić te okrutne glany. Plus nakłada na siebie ciężki i ciemny makijaż. Ja jestem naturalną jasną blondynką, mam bardzo delikatną urodę i jestem od niej niższa o około 10 cm. Do tej pory wydaje mi się, że została podmieniona przy porodzie. 
Po ponad 3 godzinach jazdy wreszcie dotarliśmy na miejsce. Nasz nowy dom był całkiem ładny, ale nigdy nie pokocham go bardziej, niż starego. Jestem tego pewna. Wysiadłam z samochodu i nawet nie fatygowałam się, żeby wziąć coś z samochodu poza moją walizką. Od razu wzięłam klucz i weszłam do domu. Dobra, przyznaje, w środku był jeszcze fajniejszy niż z zewnątrz. Od razu ruszyłam na górę żeby wybrać pokój. Obejrzałam wszystkie cztery, ale od razu jeden odpadł, bo był rodziców, którzy ogłosili nam wcześniej, który pokój należy do nich. Pozostałe 3 były podobnej wielkości i kształtu, więc wybrałam ten z najładniejszym widokiem, mała garderobą i łazienką. Meble miały przyjechać za kilkadziesiąt minut, w związku z czym zostawiłam walizkę na środku pokoju, wzięłam moją jasnoróżową penny board, zeszłam na dół i powiedziałam rodzicom, że idę się przejechać. Stanęłam na środku ulicy i rozejrzałam się. Nie znam nawet milimetra tego miasta, więc padło na to, że pojadę w lewo. Jechałam powoli rozglądając się po domach. W pewnym momencie usłyszałam cichą muzykę, która w każdej chwili robiła się głośniejsza. Przystanęłam na chwilę i doszłam do wniosku, że dochodzi ona z garażu jednego z domów. Uznałam, że i tak nie mam co robić, więc stałam tam jeszcze chwilę, dopóki męskie głosy nie skończyły śpiewać, a muzyka nie ucichła. Podobała mi się ta piosenka, ale nigdy wcześniej jej nie słyszałam. Potem nie usłyszałam już żadnych dźwięków, więc pojechałam dalej.
Tak jak się spodziewałam, nie zastałam absolutnie nic ciekawego w okolicy, jednak nie chciałam wracać do domu. Zadzwoniłam do Perrie i porozmawiałyśmy chwilę, a ona wręcz rozkazała mi, żebym dowiedziała się, kim są chłopaki, których słyszałam. 
Kiedy wracałam do domu, znów mijałam dom, w którym słyszałam (jak się domyślam) jakiś zespół. Zagapiłam się, wpadłam na kogoś i upadłam prosto na tyłek. 
- Jak ty kurwa jeździsz laska! Patrz przed siebie - podniosłam głowę i ujrzałam chłopaka o kolorowych włosach. Mimo to, że wyglądał na
wkurzonego, podał mi rękę. Wow, cóż za dżentelmen. 
Szybko odpowiedziałam cichym "sorry i dzięki", po czym już miałam zbierać się do dalszej drogi, ale poczułam, że chłopak, z którym się
zderzyłam, łapie mnie ze nadgarstek. Odwróciłam się, a on uśmiechał się głupkowato i powiedział podając mi rękę:
- Michael jestem. Dla przyjaciół Mikey.
- Cassandra. Dla przyjaciół Cassie - odpowiedziałam. 
- W takim razie Cassie... - zaczął.
- Dla przyjaciół - zaakcentowałam. 
- W porządku, nie złość się Cassandro. 
Boże, jak ja nienawidzę mojego imienia. Czemu się tak przedstawiłam?
- Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem - kontynuował chłopak. 
- Może dlatego, że jestem tu od dzisiaj - odparłam.
- Oh więc jesteś nowa! Cudownie! Założe się, że nikogo tu jeszcze nie znasz, mam racje? - kiwnęłam potwierdzająco głową. - Przyjdź jutro na imprezę w tym domu - wskazał na budynek, z którego wcześniej słyszałam muzykę. 
Czemu mnie zaprosił? Przecież zna mnie od nie więcej niż kilku minut. I czemu tak się ucieszył, kiedy usłyszał, że jestem nowa?
- Ta, może - mruknęłam niezbyt zainteresowana i odjechałam.
- O 20! - krzyknął jeszcze za mną. 

--------

Następnego ranka obudziła mnie mama, wchodząc do pokoju i zapraszając na pierwsze wspólne śniadanie w tym domu. Pf, jakby było co świętować. Po wszystkich porannych czynnościach, zeszłam na dół i zastałam całą rodzinkę przy stole.
- Wreszcie zeszłaś. Czekaliśmy na ciebie - stwierdził surowo tata.
- Wam też dzień dobry - burknęłam i usiadłam przy stole. 
Mama spoglądała raz na mnie raz na niego, ale ostatecznie nic nie powiedziała. I takim oto sposobem nasze pierwsze śniadanie w tym domu minęło w ciszy. I bardzo dobrze, może to zwiastowało to, że nie będzie nam się tu powodzić i szybko wrócimy do rodzinnego miasta.
Po śniadaniu postanowiłam zadzwonić do Perrie, by poznać jej opinie na temat tego, czy mam iść na imprezę czy nie. Właściwie sama nie wiem czemu się jej o to pytałam, bo to prawie w stu procentach jasne, że będzie kazała mi tam iść i kogoś poznać. 
I miałam racje. Pez zupełnie nie zrozumiała, czemu w ogóle pytam ją o coś tak oczywistego. Tak więc około 19 zaczęłam się szykować. Ubrałam się w obcisły czarny tank top, czarne leginsy z wysokim stanem imitujące skórę i krótkie białe conversy. Nie chciałam ubierać żadnej krótkiej spódniczki ani sukienki, bo nie znam na tyle dobrze tych ludzi, żeby iść do nich zbyt roznegliżowana. Właściwie w ogóle ich nie znałam.
Szybko zrobiłam sobie krótkie kreski eyelinerem i wytuszowałam rzęsy oraz pomalowałam usta czerwoną szminką. Na końcu zrobiłam wysokiego kucyka i byłam gotowa do wyjścia. 
Weszłam do salonu, by oznajmić rodzicom, że wychodzę. 
- Z kim? - zapytał tata.
- Idę na imprezę, która odbywa się kilka domów stąd - odpowiedziałam szczerze.
Kiedyś ciągle kłamałam, że idę do Perrie lub innej mojej koleżanki, kiedy naprawdę szłam do klubu lub na domówkę. Ale od teraz wszystko się zmieni i jeszcze się o tym przekonają.
- Znasz tam kogoś? - zainteresowała się mama.
Znam?
- Tak, poznałam wczoraj jednego chłopaka i mnie zaprosił. Nie czekajcie na mnie. 
Rodzice zaskakująco szybko zgodzili się na moje wyjście i kiedy szłam do drzwi, usłyszałam jeszcze, jak tata mówi, że Jessica powinna brać ze mnie przykład i poznać kogoś nowego. Uśmiechnęłam się do siebie i wyszłam z domu.
Podeszłam pod dom po 20, a tam najwyraźniej impreza trwała już w najlepsze. Zadzwoniłam do drzwi i nie wiedzieć czemu od razu poczułam, że nie powinnam przychodzić. Ci wszyscy ludzie się pewnie znają, a ja będę się czuła jak wyrzutek.
Usłyszałam dźwięk otwierania drzwi i po chwili ujrzałam przed sobą znajomą dziewczynę. Przez chwilę się na nią patrzyłam, aż wreszcie przypomniałam sobie, kim jest.
- Shay? 
- O. Mój. Boże! - Pisnęła podekscytowana. - Cas! Co ty tu do cholery robisz?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo rzuciła się na mnie, by mnie przytulić.
Poznałam Shay dwa lata temu, kiedy spędzała lato u swoich dziadków w Canberze. Zaprzyjaźniłyśmy się wtedy i ja, Perrie i Shay byłyśmy niemal nierozłączne. Jak mogłam zapomnieć, że mieszka w Sydney?
- Wczoraj się tu przeprowadziłam. Zaprosił mnie ten chłopak w fioletowych włosach - odparłam kiedy się ode mnie odsunęła.
- Mikey? Taa, on wszystkich dookoła zaprasza. Jezu, ale się cieszę, że cię widzę! Wchodź! 
Odsunęła się kawałek a ja weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi.
- Chodź przedstawię cie moim znajomym - powiedziała i pociągnęła mnie za rękę. 
Na początku podeszłyśmy do dwóch dziewczyn, które rozmawiały z trzema chłopakami. 
- Ludzie - zaczęła Shay - to jest Cassie. - Cassie, to są ludzie. - Cassie, to jest Jade - zaczęła przedstawiać każdego po kolei - Amanda, Niall, Harry i Luke. - przywitali się ze mną, po czym Shay utonęła w pocałunku z tym blondynem, który nazywa się Niall, jeśli dobrze pamiętam. 
- Są parą - poinformował mnie Harry.
- Bardzo lepką - dodał Luke, a Jade zachichotała.
Oho, ktoś tu sie komuś podoba. 
- Co taam luudzie? - nagle poczułam czyjeś ręce oplatające moją talię.
Odwróciłam się i zauważyłam, że obejmuje mnie Michael. Shay natomiast odkleiła się od Nialla. 
- Jak się bawisz Cassandro? - zapytał podpity Mikey.
- Cassandro? - zapytał rozbawiony Harry.
- Co w tym zabawnego? Śliczne imię! - postawiła się mu Jade. - Prawda Mandy? 
Dziewczyna wzruszyła ramionami po czym skupiła wzrok na czymś w oddali, więc szepnęła coś do Jade i odeszła. Śledziłam ją wzrokiem i zauważyłam że podchodzi do jakiegoś chłopaka o bujnych włosach. Zawiesiła mu się na szyje i zaczęła go całować. Wróciłam wzrokiem do grupki z którą stałam.
- A ona nadal sobie nie odpuściła? - zapytał zaskoczony Luke. Jade uderzyła go lekko w ramie, a on udał, że go to zabolało i pomasował się po obitym miejscu. 
- No co? Wydawało mi się, że dosyć jasno jej oznajmił, że z nimi koniec - bronił się Luke.
- Zamknij się już - odpowiedziała  surowo Jade. 
Luke przewrócił oczami i poszedł sobie.
Zorientowałam się, że nadal jestem przytulana przez Michaela, więc delikatnie odsunęłam od siebie jego ręce i uśmiechnęłam się do niego.
- O, tam stoi Calum! Koniecznie musisz go poznać! - stwierdził Michael i zaciągnął mnie do jakiegoś chłopaka, który siłował się z zapalniczką. Wyciągnęłam więc swoją z torebki i podpaliłam mu fajkę.
Odpowiedział uśmiechem i zaciągnął się dymem.
- Dzięki. Calum jestem - podał mi rękę.
- Cassie.
- Czekaj, to ty nie jesteś Cassandra? - wtrącił się Michael i zaśmiał się idiotycznie. 
- Żadnego palenia w domu - usłyszałam za plecami surowy głos, którego jeszcze nie znałam, po czym jego właściciel wyjął Calumowi papierosa z ust, a mi zabrał zapalniczkę.
- Wyluzuj Ash - poklepał go po ramieniu fioletowowłosy. - Przecież sam palisz, mam rację?
- Palę, ale poza domem. Jeśli chcecie sobie zajarać, to wyjdźcie chociaż na zewnątrz. - chłopak zgasił papierosa w kubku, który stał na stole. Calum krzyknął tylko "co jest kurwa", po czym zdenerwowany wyszedł z domu zapalić na zewnątrz. 
Chłopak, który zakazał palić w domu już miał odchodzić, kiedy przypomniało mi się, że ma moją zapalniczkę.
- Ej moment - zatrzymałam go. - A moja zapalniczka? - sama zaskoczyłam samą siebie, że zagadałam, bo zazwyczaj przy tak przystojnych facetach jestem nieśmiała. Bardzo nieśmiała.
Chłopak przebadał wzrokiem, przysięgam na Boga, całe moje ciało i uśmiechnął się pod nosem, a ja ujrzałam urocze dołeczki spowodowane tym uśmiechem. Był seksowny i uroczy zarazem. Wow.
- Kiedyś ją odzyskasz ślicznotko - odparł nadal się uśmiechając i nadal pokazując te kurewsko śliczne dołeczki.
- Oddaj mi ją.
Chłopakowi uśmiech zszedł z twarzy i przyłożył mi kciuk do brody, po czym lekko ją podniósł. Zbliżył się do mnie i wyszeptał:
- Cierpliwości słonko.
Po czym odszedł.
Okej, albo ktoś mi właśnie wyjął wszystkie kości z nóg, albo zmiękłam na jego głos. Co się ze mną do kurwy dzieje?

_________________


Milionowe fanfiction, które piszę.
Żadnego do tej pory nie skończyłam.
YAY.

sobota, 5 lipca 2014

PROLOG

Wakacje były dla mnie zawsze czymś przyjemnym (zapewne tak, jak dla każdego nastolatka). Jednak te od początku nie zapowiadały się dobrze. 
Przeprowadzka ze średniej wielkości miasta do ogromnego Sydney mogłaby się wydawać czymś wspaniałym. Jednak zdecydowanie nie dla mnie.
Bo która siedemnastolatka chce opuścić miasto, w którym żyła od urodzenia i w którym poznała wszystkich swoich przyjaciół i znajomych? Chyba żadna. 
Jeśli miałabym jakieś wyjście, to na pewno bym została, ale rodzice się uparli, że ja i moja młodsza o dwa lata siostra mamy jechać z nimi.
Fantastycznie. 
Czuję, że to będą najgorsze wakacje w moim życiu.


_________